Reklamy
Artykuł
Paweł Więckowski
Historia rozważań nad szczęściem i jego podstawowe rodzaje
Jedną z pierwszych osób, które systematycznie zajęły się w Polsce problematyką szczęscia, jest Władysław Tatarkiewicz. W czwartym rozdziale swojej książki "O szczęściu" przedstawia on historię tego pojęcia. Przestudiowanie wielu definicji może być nużące, lecz doskonale wprowadza w trudności pojęciowe związane z zagadnieniem szczęścia.
Najwcześniejsze historycznie jest szczęście rozumiane jako pomyślne życie, czyli życie pod opieką bogów, a później - udane życie. Życie takie czasem jest rezultatem własnej aktywności, a czasem - szczęśliwego zbiegu okoliczności. Drugie pojęcie obecne od zarania w myśli antycznej Grecji to szczęście jako przyjemność - przeżywana trwale, często objawiająca się jako wesołe, pogodne usposobienie. Ale Grecy brali też pod uwagę poczucie pełni i radości, a także głęboką, wszechogarniającą błogość, choć tę ostatnią rezerwowali dla bogów. (Ciekawe, że podobnie na Wschodzie uważano, że najwyższym dostępnym człowiekowi stanem jest nirwana).
Demokryt, filozofów nietypowy, bo niechętnych metafizycznym spekulacjom, uznał za szczęście wewnętrzny spokój, wynikający z harmonii duszy. Sądził, że jego osiągnięcie nie zależy od pomyślności zewnętrznej. Podstawą były zalety umysłu i charakteru. To zadowolenie było także czymś różnym od przyjemności.
Od Platona zaczęło się szerzyć jeszcze inne, moralizatorsko-filozoficzne pojęcie szczęścia - eudajmonia, czyli posiadanie najwyższych dóbr. Filozofowie różnili jednak znacznie w kwestii tego, na czym te dobra polegają. Dla Platona było to poznanie idei, w szczególności Piękna i Dobra. Dla Arystotelesa - spełnianie funkcji wyznaczonej przez racjonalną naturę człowieka, czyli m.in. ukształtowanie charakteru zgodnie z zasadą "złotego środka". Dla innych był to stoicki spokój lub otwarcie się na Boga (to ostatnie rozumienie zdominowało następną epokę - średniowiecze). Wspólne dla wszystkich koncepcji szczęścia jako eudajmonii było przekonanie, że prowadzi do niego życie moralne, rozumne i oparte na sile woli.
Średniowiecze uznało, nawiązując do wcześniejszych koncepcji Platona i Plotyna, że jedyne dobra, które warto osiągać, to dobra wieczne - świat doczesny jest niemal bezwartościowy. Poznanie Boga w życiu doczesnym i osiągnięcie z Nim trwałego kontaktu w życiu wiecznym prowadziło do subiektywne cennego uczucia błogości.
Zasadniczy przełom w poglądach na szczęście, jak zresztą i w wielu innych sprawach, zapoczątkowało odrodzenie. Pojęcie eudajmonii poszło do lamusa, a jego miejsce zaczęła zajmować przyjemność - doczesna, bo istnienie innych jest niepewne. Pogląd, że gromadzenie przyjemności jest ostatecznym celem życia osiągnął swe apogeum w XVIII-wiecznej Francji, przede wszystkim w sferach arystokracji.
Wiek XIX, zdominowany przez mieszczaństwo, przeciwstawił przyjemnościom - dodatni bilans życia. Miało to być zadowolenie z całości życia; trwałe i głębokie - i tym różniące się od przelotnych i płytkich przyjemności; a ponadto uzasadnione - bo oszusta zadowolonego z siebie nie uznawano za szczęśliwego.
Z potoku historii Tatarkiewicz wyławia cztery podstawowe rodzaje szczęścia:
Przyjrzyjmy się i zarazem skomentujmy owe cztery rodzaje szczęścia.
Aby je zdefiniować, trzeba sięgnąć do któregoś z wcześniejszych pojęć, nie nazwalibyśmy bowiem pomyślnym życia tylko na podstawie jego zewnętrznego przebiegu. Aby było pomyślne, musi zawierać w sobie przyjemności lub globalne zadowolenie. Jeśli więc określamy życie jako pomyślne, mamy na myśli to, że okoliczności zewnętrzne sprzyjały w nim osiągnięciu któregoś z pozostałych rodzajów szczęścia. Zaraz też trzeba dodać, że zadowolenie można osiągnąć i przy niesprzyjających okolicznościach, jak również, że okoliczności mogą być dziełem nas samych jak i szczęśliwego trafu.
Szczęśliwy jest ten, kto osiągnął w życiu najwyższe dobra dostępne człowiekowi. Dla Platona było to poznanie idei, dla stoików - wycofanie się z zaangażowania w życie, dla Augustyna - poznanie Boga. Ale Tatarkiewicz podaje także inny przykład - "szczęśliwy, kto umiera za ojczyznę". Zadowolenie towarzyszy eudajmonii, ale nie jest w niej najważniejsze. Nie po to należy dążyć do eudajmonii, aby osiągnąć zadowolenie, lecz dlatego, że eudajmonia to osiągnięcie dobra, a do dobra dążyć się powinno. Pojęciem eudajmonii posługiwano się od Platona niemal do wieku XVIII - dokładnie tak długo, jak długo wierzono, że wartości istnieją obiektywnie, że człowiek je zastaje, a nie tworzy. Zgodnie z powszechnym przekonaniem antyku i średniowiecza, człowiek nie żyje po to, by robić to, na co ma ochotę, lecz by urzeczywistniać dobro. A zatem celem życia, czyli szczęściem, jest właśnie dążenie do dobra. Cały kłopot w tym, że istniało wiele koncepcji tego, na czym dobro ma polegać i co wobec tego człowiek powinien w życiu osiągać.
Wiarę w obiektywność dobra zachwiali filozofowie oświecenia, przede wszystkim David Hume. Zaczął on uświadamiać ludziom, że notorycznie nie rozróżniają zdań o tym, jaki świat jest, i o tym, co ludzie powinni robić. Te pierwsze (np. zdanie "Ziemia jest kulista") można uzasadnić przy pomocy argumentów. Te drugie (np. "Ludzie nie powinni kłamać") są wyrazem subiektywnych preferencji ludzi, którzy je wypowiadają. Preferencje te albo są całkowicie subiektywne (jedni lubią seks, a inni uważają go za grzeszny), albo sprowadzają się do maksymalizacji własnego zysku (królowie ze zrozumiałych powodów potępiali królobójstwo). W dojrzałym społeczeństwie przyjęte wartości są wyrazem kompromisu zawartego między rozsądnymi egoistami, uwzględniającymi przy tym swoje znaczenie w społeczeństwie (preferencje silniejszych mają większy wpływ na ostateczny kształt kompromisu). Hume ilustrował to przykładem zasad sprawiedliwości, których stosowanie jest w dłuższej perspektywie czasowej korzystne dla wszystkich członków społeczeństwa. Rewolucja w kwestii wartości zmieniła relację między członem definiującym a definiowanym w definicji szczęścia - to nie szczęście polega na dążeniu do dobra, ale dobro jest tym, co sprzyja szczęściu. Tylko - czym jest szczęście?
Szczęściem może być każda przyjemność - i płytka, i intensywna; i chwilowa, i trwająca dłużej - jednak najczęściej wymienia się dwie z nich: (1) intensywne upojenie, czyli rezultat skoku adrenaliny, np. wskutek udziału w imprezie, zakochania, zwycięstwa w zaciętej rywalizacji; i (2) rozluźnienie, błogość, pozwalająca zapomnieć o czasie i przestrzeni. Przyjemnościom poświęca Tatarkiewicz kilka rozdziałów w dalszej części książki. W XIX w. utylitaryści zainteresowali się definiowaniem szczęścia jako funkcji osiągniętych przyjemności: im więcej przyjemności, tym więcej szczęścia. Bentham zaproponował nawet teoretyczne zasady porównywania przyjemności.
Ponad większymi i mniejszymi przyjemnościami rozciąga się zadowolenie z całości życia. Ten rodzaj szczęścia uważa Tatarkiewicz za podstawowy. Jest to pewien ideał, do którego się zbliżamy, lecz którego nigdy nie osiągniemy. W pełni szczęśliwy jest człowiek, który trwale przeżywa uzasadnione i głębokie zadowolenie z całości swego życia.
Poszczególne składniki tej definicji wymagają komentarza.
Wydaje się, że Tatarkiewicz zbliżył się do uchwycenie tego, czym najprawdopodobniej jest szczęście. Jeszcze lepiej to ujrzymy, gdy zastąpimy używany przez niego zwrot „zadowolenie z całości życia” innym, podobnym, lecz inaczej rozkładającym akcenty: „całościowe (globalne) zadowolenie z życia”. Podstawowym zadaniem byłoby teraz precyzyjne zdefiniowanie tego stanu.
A teraz, Drogi Czytelniku, zastanów się, czy gdy myślisz o szczęściu, jest to któraś z omówiony powyżej rzeczy? A może jest to coś zupełnie innego? Czekam na listy.
Czy jesteś szczęśliwy (-a)?
Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Skomentuj artykuł
Najwcześniejsze historycznie jest szczęście rozumiane jako pomyślne życie, czyli życie pod opieką bogów, a później - udane życie. Życie takie czasem jest rezultatem własnej aktywności, a czasem - szczęśliwego zbiegu okoliczności. Drugie pojęcie obecne od zarania w myśli antycznej Grecji to szczęście jako przyjemność - przeżywana trwale, często objawiająca się jako wesołe, pogodne usposobienie. Ale Grecy brali też pod uwagę poczucie pełni i radości, a także głęboką, wszechogarniającą błogość, choć tę ostatnią rezerwowali dla bogów. (Ciekawe, że podobnie na Wschodzie uważano, że najwyższym dostępnym człowiekowi stanem jest nirwana).
Demokryt, filozofów nietypowy, bo niechętnych metafizycznym spekulacjom, uznał za szczęście wewnętrzny spokój, wynikający z harmonii duszy. Sądził, że jego osiągnięcie nie zależy od pomyślności zewnętrznej. Podstawą były zalety umysłu i charakteru. To zadowolenie było także czymś różnym od przyjemności.
Od Platona zaczęło się szerzyć jeszcze inne, moralizatorsko-filozoficzne pojęcie szczęścia - eudajmonia, czyli posiadanie najwyższych dóbr. Filozofowie różnili jednak znacznie w kwestii tego, na czym te dobra polegają. Dla Platona było to poznanie idei, w szczególności Piękna i Dobra. Dla Arystotelesa - spełnianie funkcji wyznaczonej przez racjonalną naturę człowieka, czyli m.in. ukształtowanie charakteru zgodnie z zasadą "złotego środka". Dla innych był to stoicki spokój lub otwarcie się na Boga (to ostatnie rozumienie zdominowało następną epokę - średniowiecze). Wspólne dla wszystkich koncepcji szczęścia jako eudajmonii było przekonanie, że prowadzi do niego życie moralne, rozumne i oparte na sile woli.
Średniowiecze uznało, nawiązując do wcześniejszych koncepcji Platona i Plotyna, że jedyne dobra, które warto osiągać, to dobra wieczne - świat doczesny jest niemal bezwartościowy. Poznanie Boga w życiu doczesnym i osiągnięcie z Nim trwałego kontaktu w życiu wiecznym prowadziło do subiektywne cennego uczucia błogości.
Zasadniczy przełom w poglądach na szczęście, jak zresztą i w wielu innych sprawach, zapoczątkowało odrodzenie. Pojęcie eudajmonii poszło do lamusa, a jego miejsce zaczęła zajmować przyjemność - doczesna, bo istnienie innych jest niepewne. Pogląd, że gromadzenie przyjemności jest ostatecznym celem życia osiągnął swe apogeum w XVIII-wiecznej Francji, przede wszystkim w sferach arystokracji.
Wiek XIX, zdominowany przez mieszczaństwo, przeciwstawił przyjemnościom - dodatni bilans życia. Miało to być zadowolenie z całości życia; trwałe i głębokie - i tym różniące się od przelotnych i płytkich przyjemności; a ponadto uzasadnione - bo oszusta zadowolonego z siebie nie uznawano za szczęśliwego.
Z potoku historii Tatarkiewicz wyławia cztery podstawowe rodzaje szczęścia:
- Pomyślne życie, któremu bliski jest szczęśliwy traf.
- Eudajmonię, czyli doskonałość etyczną.
- Intensywną przyjemność, przede wszystkim (a) silne pobudzenie i (b) błogość.
- Zadowolenie z całości życia.
Przyjrzyjmy się i zarazem skomentujmy owe cztery rodzaje szczęścia.
Pomyślne życie
Aby je zdefiniować, trzeba sięgnąć do któregoś z wcześniejszych pojęć, nie nazwalibyśmy bowiem pomyślnym życia tylko na podstawie jego zewnętrznego przebiegu. Aby było pomyślne, musi zawierać w sobie przyjemności lub globalne zadowolenie. Jeśli więc określamy życie jako pomyślne, mamy na myśli to, że okoliczności zewnętrzne sprzyjały w nim osiągnięciu któregoś z pozostałych rodzajów szczęścia. Zaraz też trzeba dodać, że zadowolenie można osiągnąć i przy niesprzyjających okolicznościach, jak również, że okoliczności mogą być dziełem nas samych jak i szczęśliwego trafu.
Eudajmonia
Szczęśliwy jest ten, kto osiągnął w życiu najwyższe dobra dostępne człowiekowi. Dla Platona było to poznanie idei, dla stoików - wycofanie się z zaangażowania w życie, dla Augustyna - poznanie Boga. Ale Tatarkiewicz podaje także inny przykład - "szczęśliwy, kto umiera za ojczyznę". Zadowolenie towarzyszy eudajmonii, ale nie jest w niej najważniejsze. Nie po to należy dążyć do eudajmonii, aby osiągnąć zadowolenie, lecz dlatego, że eudajmonia to osiągnięcie dobra, a do dobra dążyć się powinno. Pojęciem eudajmonii posługiwano się od Platona niemal do wieku XVIII - dokładnie tak długo, jak długo wierzono, że wartości istnieją obiektywnie, że człowiek je zastaje, a nie tworzy. Zgodnie z powszechnym przekonaniem antyku i średniowiecza, człowiek nie żyje po to, by robić to, na co ma ochotę, lecz by urzeczywistniać dobro. A zatem celem życia, czyli szczęściem, jest właśnie dążenie do dobra. Cały kłopot w tym, że istniało wiele koncepcji tego, na czym dobro ma polegać i co wobec tego człowiek powinien w życiu osiągać.
Wiarę w obiektywność dobra zachwiali filozofowie oświecenia, przede wszystkim David Hume. Zaczął on uświadamiać ludziom, że notorycznie nie rozróżniają zdań o tym, jaki świat jest, i o tym, co ludzie powinni robić. Te pierwsze (np. zdanie "Ziemia jest kulista") można uzasadnić przy pomocy argumentów. Te drugie (np. "Ludzie nie powinni kłamać") są wyrazem subiektywnych preferencji ludzi, którzy je wypowiadają. Preferencje te albo są całkowicie subiektywne (jedni lubią seks, a inni uważają go za grzeszny), albo sprowadzają się do maksymalizacji własnego zysku (królowie ze zrozumiałych powodów potępiali królobójstwo). W dojrzałym społeczeństwie przyjęte wartości są wyrazem kompromisu zawartego między rozsądnymi egoistami, uwzględniającymi przy tym swoje znaczenie w społeczeństwie (preferencje silniejszych mają większy wpływ na ostateczny kształt kompromisu). Hume ilustrował to przykładem zasad sprawiedliwości, których stosowanie jest w dłuższej perspektywie czasowej korzystne dla wszystkich członków społeczeństwa. Rewolucja w kwestii wartości zmieniła relację między członem definiującym a definiowanym w definicji szczęścia - to nie szczęście polega na dążeniu do dobra, ale dobro jest tym, co sprzyja szczęściu. Tylko - czym jest szczęście?
Przyjemność
Szczęściem może być każda przyjemność - i płytka, i intensywna; i chwilowa, i trwająca dłużej - jednak najczęściej wymienia się dwie z nich: (1) intensywne upojenie, czyli rezultat skoku adrenaliny, np. wskutek udziału w imprezie, zakochania, zwycięstwa w zaciętej rywalizacji; i (2) rozluźnienie, błogość, pozwalająca zapomnieć o czasie i przestrzeni. Przyjemnościom poświęca Tatarkiewicz kilka rozdziałów w dalszej części książki. W XIX w. utylitaryści zainteresowali się definiowaniem szczęścia jako funkcji osiągniętych przyjemności: im więcej przyjemności, tym więcej szczęścia. Bentham zaproponował nawet teoretyczne zasady porównywania przyjemności.
Dodatni bilans życia
Ponad większymi i mniejszymi przyjemnościami rozciąga się zadowolenie z całości życia. Ten rodzaj szczęścia uważa Tatarkiewicz za podstawowy. Jest to pewien ideał, do którego się zbliżamy, lecz którego nigdy nie osiągniemy. W pełni szczęśliwy jest człowiek, który trwale przeżywa uzasadnione i głębokie zadowolenie z całości swego życia.
Poszczególne składniki tej definicji wymagają komentarza.
- Życie. Zadowolenie z życia obejmuje nie tylko fakt, że się żyje, ale także wszystkie własne dokonania, a nawet czas, w którym przyszło nam żyć.
- Całość życia. Wprawdzie nie sposób uświadomić sobie całego swego życia, a tym bardziej życia wraz z jego kontekstem, lecz wystarczy, jeśli przychodzi nam na myśl kilka wydarzeń z życia, które budzą nasze zadowolenie, a następnie zadowolenie to się na całość życia.
- Zadowolenie. Szczęście jako zadowolenie z życia obejmuje komponent intelektualny i emocjonalny. Intelektualnie aprobujemy życie, a emocjonalnie cieszymy się z tego. Możliwe jest rozdzielnie tych składowych: można cenić swoje życie nie ciesząc się z niego, można też przeżywać zadowolenie bez powodu, nie aprobując swego życia; żaden z tych dwu stanów nie jest szczęściem.
- Głębokie. Zadowolenie musi być głębokie, przenikające całą świadomość. Dlatego szczęście może przeżywać tylko osoba zdolna do głębokich przeżyć. Człowiek płytki będzie przeżywał przyjemności, lecz nie szczęście.
- Uzasadnione. Zadowolenie musi być uzasadnione. Tu Tatarkiewicz podaje przykład sparaliżowanego człowieka, który znajduje się w stanie ciągłej euforii, i zauważa, że jednak większość ludzi nie chciałby się z nim zamienić. Dlaczego? Bo choć czuje się on wspaniale, my nie uznajemy jego stanu za pożądany. Jego szczęście nie jest zgodne ze standardami właściwymi człowiekowi. (Zapewne to samo miał na myśli J.S. Mill, gdy mówił, że lepiej być nieszczęśliwym Sokratesem niż zadowolonym głupcem.)
- Trwałe. Zadowolenie musi być trwałe. Nie znaczy to, że musimy cały czas myśleć o swoim życie, jednak gdy tylko o nim pomyślimy, czynimy to z zadowoleniem.
Wydaje się, że Tatarkiewicz zbliżył się do uchwycenie tego, czym najprawdopodobniej jest szczęście. Jeszcze lepiej to ujrzymy, gdy zastąpimy używany przez niego zwrot „zadowolenie z całości życia” innym, podobnym, lecz inaczej rozkładającym akcenty: „całościowe (globalne) zadowolenie z życia”. Podstawowym zadaniem byłoby teraz precyzyjne zdefiniowanie tego stanu.
A teraz, Drogi Czytelniku, zastanów się, czy gdy myślisz o szczęściu, jest to któraś z omówiony powyżej rzeczy? A może jest to coś zupełnie innego? Czekam na listy.
Sonda
Czy jesteś szczęśliwy (-a)?Opublikowano: 2004-10-10