Reklamy
Artykuł
Andrzej Augustynek
Na rubieżach nauki; o Ig Noblach i nie tylko
Środowisko naukowe stara się eliminować prace niezasługujące na miano naukowych. Jednak nawet system recenzji publikowanych prac czasami jest niewystarczający. Dobitnym tego przykładem są laureaci Ig Nobla. „Nagrody” te są przyznawane corocznie w październiku (począwszy od 1991 roku) opublikowanym pracom, które nie powinny być wydane, a badania w nich przedstawione nie powinny być powtarzane. Imprezę, w której uczestniczą laureaci prawdziwych Nobli, organizują i sponsorują Massachusetts Institute of Technology Museum, Journal of Irreproducible Results oraz Annals of Improbable Research. Warto w tym miejscu przytoczyć kilku laureatów Ig Nobli.
Pierwszą ceremonię otworzył jej pomysłodawca Marc Abrashams, redaktor naczelny Journal of Irreproducible Results, a przewodniczyli imprezie czterej prawdziwi laureaci Nobla. Jako pierwszy na listę Ig Nobli wpisał się Jacques Benveniste z Francuskiego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych za badania oraz opublikowanie ich wyników (Nature – 1988) nad tzw. „pamięcią wody”. J. Benveniste dowodził, że woda zapamiętuje właściwości fizykochemiczne substancji w niej rozpuszczonej. Jego zdaniem, po rozpuszczeniu czegoś w wodzie można następnie rozcieńczać roztwór aż do momentu, kiedy praktycznie substancji tej już w wodzie nie będzie. Mimo to woda wykazywać będzie właściwości roztworu. Skandal wybuchł po pierwsze, gdy nikt nie potwierdził tych wyników, po drugie, gdy okazało się, że badania finansował koncern produkujący leki homeopatyczne.
Erich von Daniken otrzymał z kolei literackiego Ig Nobla za niestrudzone propagowanie idei odwiedzin kosmitów i ich wpływu na rozwój ludzkości.
Duże zainteresowania imprezą środowiska naukowego spowodowało, że postanowiono organizować ją corocznie. W 1992 roku „uhonorowano” przede wszystkim w dziedzinie literatury Jurija Struczkowa z Instytutu Struktur Organicznych w Moskwie za opublikowanie w okresie 1981-1990 aż 948 artykułów. Natomiast David Chorley i Doug Bower z Anglii zdobyli nagrodę z fizyki za wyjaśnienie przyczyn pojawiania się tajemniczych kręgów.
Za „wkład” do archeologii uhonorowano członków młodzieżowej organizacji Eclaireurs de France (w tłumaczeniu „Oświetlający Drogę”), którzy wymazali liczące 15 000 lat malowidła naskalne jaskini Meyrieres. Wandalizm?! Ależ nie, walczyli oni jedynie z graffiti szpecącymi mury miast francuskich. A że trafili do Meyrieres?
Bywa, że podjęty temat wywołuje uśmiech. Na przykład A. Baerheim i H. Sanddvik (Uniwersytet w Bergen) opublikowali pracę pt.: „Wpływ piwa, czosnku i kwaśnej śmietany na apetyt pijawek” - uhonorowanej Ig Noblem w 1996 roku. Z tym, że jak wynika z tekstu pracy, nie karmiono pijawek kwaśną śmietaną, lecz mierzono, ile krwi jest wypijanej przez nie w zależności od diety „dawcy”. A jak ustosunkować się do publikacji C. Okamury z Fossil Laboratorium w Nagoya (Ig Nobel za 1996 rok), gdzie autor twierdzi, iż odkrył skamieniałości koni, smoków, księżniczek i ponad 1000 innych wymarłych gatunków, których przedstawiciele mieli rozmiary nie przekraczające 0,3 mm.
Z dziedziny meteorologii Ig Nobla otrzymała Tokijska Agencja Meteorologiczna, za raport opisujący 7 lat trwające i kosztujące 10 milionów dolarów badania, w których starano się odpowiedzieć na pytanie czy trzęsienia ziemi są wywoływane przez sumy machające energicznie ogonami (w konkluzji raportu stwierdzono, że konieczne są dalsze badania). Bezsens, absurd? Niezupełnie. W tradycji japońskiej istnieje przeświadczenie, że sumy stają się niespokojne przed trzęsieniem ziemi. Gdy jednak badania agencji jednoznacznie wykazały, że sumy nie potrafią przewidzieć (przeczuć) trzęsień ziemi wysnuto hipotezę, że ruchy potężnych ogonów ważących ponad 100 kg sumów mogą poprzez rezonans wywołać to zjawisko.
Natomiast w dziedzinie medycyny Ig Nobel przyznano zespołowi: pacjent (przeżył) i lekarz. Doniesienie „Nieskuteczność elektrowstrząsów w zatruciu jadem grzechotnika” opublikowano w Annals of Emergency Medicine. Opisano w nim „terapię” po ugryzieniu człowieka w wargę przez oswojonego grzechotnika. Użyto do tego celu prądnicy poruszanej przez silnik samochodowy (3 000 obrotów na minutę). Przewody podłączono do wargi ukąszonego. Nawet tutaj było jądro racjonalnego myślenia. Lekarz, nie mając pod ręką innych środków, chciał zastosować „jonoforezę”, czyli zabieg wprowadzenia za pomocą prądu stałego do organizmu poprzez skórę zdysocjowanej substancji, aby częściowo bodaj zneutralizować działanie jadu.
Zdarzały się w historii nauki i świadome oszustwa. Znamiennym przykładem może być historia psychologa brytyjskiego C. Burta. Publikował on przez wiele lat wyniki eksperymentów nad inteligencją bliźniąt jednojajowych. Opisywał szczegółowo, jak on i jego asystentka prowadzili badania w sumie kilkuset par bliźniąt. Uzyskiwał w nich ciągle jednakowe rezultaty. Wynikało z nich, że inteligencja jest zdeterminowana przez czynniki wrodzone w 80%, a przez środowisko i aktywność podmiotu tylko w 20%. Dopiero po śmierci C. Burta okazało się, że w całej Wielkiej Brytanii nie było w sumie tylu bliźniąt, a asystentka naukowca nigdy nie istniała. On sam nie prowadził żadnych badań, tylko pisał prace opierając się na zmyślonych danych empirycznych.
Wielu znakomitych uczonych na pewnym etapie swojej działalności podejmowało zagadnienia spoza ich specjalności. Niestety zdarzało się, że efekty tego były opłakane, rzucające cień na pozostały niejednokrotnie znaczący dorobek. Jedni, mimo, że mylili się, działali w dobrej wierze, drudzy świadomie oszukiwali, chcąc zdobyć sławę lub pieniądze.
Przykładem może tu być terapia orgonowa. Stworzona została przez znanego psychoanalityka amerykańskiego Wilhelma Reicha, który był światowej sławy psychoterapeutą. Praktykował początkowo w Austrii. W 1931 roku wyemigrował i założył własne wydawnictwo naukowe w Niemczech. Odciął się też od trwającej kilka lat współpracy z Austriacką Partią Komunistyczną. W 1936 roku otworzył w Oslo Instytut Psychoterapeutyczny. W 1939 roku na zaproszenie profesora psychiatrii T.P. Wolfa przybył do USA. Przez dwa lata był wykładowcą w Nowojorskiej Szkoły Badań Społecznych. Następnie kierował wydawnictwem w Green Village oraz laboratoriami badawczymi w Forest Hill i Organon.
Reich twierdził, że wykrył ogniwo łączące materię żywą i nieożywioną. Nazwał je bionem i uważał, że jest ono nosicielem orgonu, czyli energii promienistej kosmosu. Według jego projektu skonstruowano na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych naszego wieku skrzynie orgonowe, które zawierały naprzemiennie ułożone warstwy materiału organicznego i nieorganicznego. Miały one być akumulatorami orgonu, wzbogacającymi w energię ludzi z nich korzystających. Wiele osób spędzało prawie cały swój wolny czas w skrzyniach orgonowych. L. Wolberg opisuje pacjenta, który twierdził, że trzy miesiące codziennego, kilkugodzinnego dreptania w skrzyni dały mu więcej niż trzy lata intensywnej psychoterapii prowadzonej przez znanego i doświadczonego terapeutę. Pacjent ten zakupił dla siebie i swojej żony osobne skrzynie, zbudował również małą skrzynkę dla kota. Jego zdaniem, skrzynie zredukowały do minimum wydatki na leczenie internistyczne, psychiatryczne, a także weterynaryjne. Jak pisze L. Wolberg, nie trzeba większej wyobraźni i wprawy w logicznym myśleniu, aby efekty te odnieść wyłącznie do wpływu sugestii.
Reich uważał swe odkrycia za porównywalne z przewrotem kopernikańskim. Odmowa uznania jego metody przez przedstawicieli oficjalnej medycyny była oczywiście „oporem przeciw nowej idei”. Reich interpretował freudowskie „Id” jako działanie energii orgonalnej w ciele. Energia orgonalna, zdaniem Reicha, jest odpowiedzialna za powstanie zorzy polarnej, piorunów, błękitu nieba (?!), zakłóceń elektrycznych w czasie podwyższonej aktywności plam słonecznych, a także niebieskiego zabarwienia ropuch podnieconych seksualnie! Powstawanie chmur uzależnione jest od koncentracji orgonu, a migotanie gwiazd to fluktuacje orgonu.. W 1947 roku Reich zmierzył tę energię licznikiem Geigera i sfotografował na filmie Kodaka - miała niebieski kolor.
Najbardziej zdumiewające odkrycie Reich opisał w artykule pt.: „Naturalne powstawanie pierwotniaków z pęcherzyków orgonu”, zamieszczonym w wydawanym przez jego wydawnictwo czasopiśmie International Journal of Sex and Orgone Research - listopad 1942 roku. Opisuje tam, co dokumentuje fotograficznie, spontaniczne formowanie się pierwotniaków z agregatów bionu. Biony formują się nieustannie, jako rezultat przemian materii ożywionej i nieożywionej. Jego zdaniem, komórki nowotworowe to pierwotniaki rozwinięte z bionów tkankowych. Na zarzuty krytyków, że pierwotniaki pod postacią cyst dostały się do próbki z powietrza, Reich odpowiedział po prostu, że tak nie jest, choć nie stosował żadnych zabezpieczeń materiału przed takim zanieczyszczeniem.
Teoria W. Reicha spotkała się z bardzo ostrą krytyką oficjalnych instytucji naukowych i stosowanie metody orgonowej zostało zabronione.
Na fali zainteresowań filozofią i kulturą wschodu wielu szarlatanów i oszustów postanowiło zdobyć popularność i pieniądze. Należeli do nich także i hipnotyzerzy. Wykorzystali naukowo poznane zjawisko regresji hipnotycznej, twierdząc, że pod hipnozą badany może nie tylko przypomnieć sobie zapomniane epizody z własnego życia, ale także przeżycia z okresu przed urodzeniem, a nawet z poprzednich wcieleń! Ukazało się wiele książek opisujących wyniki takich eksperymentów. Budzą wśród laików powszechne zainteresowanie, a wśród naukowców wywołują ironiczny uśmiech.
W Polsce problematyka ta jest mało znana, być może dlatego owiana nimbem tajemnicy i stwarza wrażenie dotarcia do istoty zjawisk paranormalnych. Chcąc przybliżyć atmosferę tych badań postanowiłem omówić jedną z najbardziej znanych książek z tego zakresu. Będzie nią praca Heleny Wambach pt.: „Life before life” („Życie przed życiem”). Autorka jest psychologiem. Jak pisze, w czasie swoich prób stosuje hipnozę zbiorową. Najpierw wprowadza w głęboki trans hipnotyczny wszystkich obecnych na sali, w tym także siebie. Stosuje do tego standardową metodę hipnotyzowania, polegającą na sugerowaniu zasypiania. Gdy uczestnicy eksperymentu osiągną stan hipnozy, mówi ona do nich: ”Wasza świadomość nie rozumie tego, co teraz powiem. Mówię do waszej podświadomości. Chcę, żebyście zredukowali wasze elektryczne fale mózgu do pięciu drgań na sekundę. W tym stanie, przy słabych falach osiągniecie głębsze warstwy waszego „ja”, z których pochodzą odpowiedzi na moje pytania. Gdy policzę do pięciu, zmniejszy się aktywność waszych fal mózgu do pięciu na sekundę. Raz, głębiej i głębiej. Dwa, jesteście coraz bardziej odprężeni. Trzy. Cztery. Pięć”. Następnie Wambach sugeruje stopniową regresję do coraz to młodszego wieku. Wreszcie do momentu urodzenia, by po krótkiej chwili podawać sugestie przypomnienia sobie przeżyć z okresu przed urodzeniem: „Chcę, byście cofnęli się do okresu krótko przed momentem urodzenia”. Następnie zadaje zahipnotyzowanym szereg pytań. Powtarzającymi są:
„Czy sami zdecydowaliście urodzić się?”
„Czy mieliście jakiś szczególny powód wybierając drugą połowę XX wieku dla zebrania doświadczeń w życiu fizycznym? Jaki to powód?”
„Czy wybrałeś płeć na okres nowego życia? Jeżeli tak, to co było powodem, że zdecydowałeś się na to, aby być mężczyzną?”
„Chcę, abyście zwrócili uwagę na przyszłą matkę. Czy znaliście ją już w poprzednim życiu? Jeżeli znaliście, to jaki był twój uprzedni stosunek do niej?”
Założenia Wambach są proste: każda sugestia wywołuje oczekiwane przez nią reakcje. Nie potrzeba żadnej kontroli warunków badania, a każda wypowiedź badanych pod hipnozą, oczywiście zgodna z oczekiwaniami autorki, jest potwierdzeniem, a nawet dowodem uzyskania opisywanych przez nią zjawisk. Osobiście jestem przekonany, że autorka rzeczywiście uzyskała cytowane przez nią odpowiedzi na stawiane pytania. Ale o czym one świadczą? Na pewno nie o przypominaniu sobie wydarzeń sprzed urodzenia. Są jedynie przykładem odegrania przez zahipnotyzowanego zasugerowanej roli, do której czerpie on wątek z własnych marzeń, pragnień, wyobrażeń i wiedzy o przeszłości. Natomiast Wambach bezkrytycznie przyjmuje każdą wypowiedź badanych. Przytacza procenty, zastanawia się, dlaczego na przykład tylko część badanych znała swoich rodziców przed podjęciem decyzji o urodzeniu się. Jak wielu innych autorów tego samego pokroju, uzyskane wypowiedzi tłumaczy związkami z kosmosem, czasoprzestrzenią i lokalizuje w głębokich warstwach prawej półkuli mózgu, generującej, jej zdaniem, podświadomość. Wszystko po to, by sprawić na czytelniku wrażenie, jak bardzo „naukowy” jest jej pogląd i na jakich to najnowszych (a w zasadzie najmodniejszych) pojęciach współczesnej wiedzy jest oparty. „Potrafi” ona prostą sugestią zmniejszyć częstotliwość fal mózgowych do 5 na sekundę. Tylko, że nie skontrolowała tego przy pomocy elektroencefalografu. Zresztą niczego nie kontroluje, niczego nie sprawdza, a tylko „sięga w głębokie warstwy podświadomości”. W jej badaniach uderzyło mnie także to, że hipnotyzując równocześnie kilkanaście osób, sama zapada w głęboki trans hipnotyczny. Jak w tej sytuacji kontroluje zmieniający się często stan zahipnotyzowanych?
Wambach jest również autorką pracy, w której opisuje własne doświadczenia nad przypominaniem sobie minionych wcieleń. Dominują tam królowie, faraonowie, rycerze, książęta, księżniczki i kurtyzany. Prawie nikt z badanych w swoich poprzednich wcieleniach nie był zwykłym człowiekiem.
Można również zasugerować zahipnotyzowanemu przeżywanie swoich następnych wcieleń. Oczywiście i takie „badania” były już prowadzone. To, co się w nich sugeruje, zależy tylko od fantazji hipnotyzera. Może to być także wcielanie się w kosmitów. Swego czasu Helena Smith (1861 — 1929) pod hipnozą z wielką dokładnością opisywała życie na Marsie! Stworzyła nawet język, którym rzekomo posługiwali się Marsjanie. Gdy udowodniono, że język ten jest nieudolną mieszaniną kilku ziemskich języków, przypomniała sobie, że w poprzednim wcieleniu była małżonką księcia Siwruka. Nosiła imię Simandini i po śmierci męża, zgodnie ze zwyczajami tam panującymi, została spalona na stosie ze zwłokami męża. We wcześniejszym z kolei wcieleniu była ni mniej, ni więcej tylko nieszczęsną królową Marią Antoniną.
Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Skomentuj artykuł
Pierwszą ceremonię otworzył jej pomysłodawca Marc Abrashams, redaktor naczelny Journal of Irreproducible Results, a przewodniczyli imprezie czterej prawdziwi laureaci Nobla. Jako pierwszy na listę Ig Nobli wpisał się Jacques Benveniste z Francuskiego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych za badania oraz opublikowanie ich wyników (Nature – 1988) nad tzw. „pamięcią wody”. J. Benveniste dowodził, że woda zapamiętuje właściwości fizykochemiczne substancji w niej rozpuszczonej. Jego zdaniem, po rozpuszczeniu czegoś w wodzie można następnie rozcieńczać roztwór aż do momentu, kiedy praktycznie substancji tej już w wodzie nie będzie. Mimo to woda wykazywać będzie właściwości roztworu. Skandal wybuchł po pierwsze, gdy nikt nie potwierdził tych wyników, po drugie, gdy okazało się, że badania finansował koncern produkujący leki homeopatyczne.
Erich von Daniken otrzymał z kolei literackiego Ig Nobla za niestrudzone propagowanie idei odwiedzin kosmitów i ich wpływu na rozwój ludzkości.
Duże zainteresowania imprezą środowiska naukowego spowodowało, że postanowiono organizować ją corocznie. W 1992 roku „uhonorowano” przede wszystkim w dziedzinie literatury Jurija Struczkowa z Instytutu Struktur Organicznych w Moskwie za opublikowanie w okresie 1981-1990 aż 948 artykułów. Natomiast David Chorley i Doug Bower z Anglii zdobyli nagrodę z fizyki za wyjaśnienie przyczyn pojawiania się tajemniczych kręgów.
Za „wkład” do archeologii uhonorowano członków młodzieżowej organizacji Eclaireurs de France (w tłumaczeniu „Oświetlający Drogę”), którzy wymazali liczące 15 000 lat malowidła naskalne jaskini Meyrieres. Wandalizm?! Ależ nie, walczyli oni jedynie z graffiti szpecącymi mury miast francuskich. A że trafili do Meyrieres?
Bywa, że podjęty temat wywołuje uśmiech. Na przykład A. Baerheim i H. Sanddvik (Uniwersytet w Bergen) opublikowali pracę pt.: „Wpływ piwa, czosnku i kwaśnej śmietany na apetyt pijawek” - uhonorowanej Ig Noblem w 1996 roku. Z tym, że jak wynika z tekstu pracy, nie karmiono pijawek kwaśną śmietaną, lecz mierzono, ile krwi jest wypijanej przez nie w zależności od diety „dawcy”. A jak ustosunkować się do publikacji C. Okamury z Fossil Laboratorium w Nagoya (Ig Nobel za 1996 rok), gdzie autor twierdzi, iż odkrył skamieniałości koni, smoków, księżniczek i ponad 1000 innych wymarłych gatunków, których przedstawiciele mieli rozmiary nie przekraczające 0,3 mm.
Z dziedziny meteorologii Ig Nobla otrzymała Tokijska Agencja Meteorologiczna, za raport opisujący 7 lat trwające i kosztujące 10 milionów dolarów badania, w których starano się odpowiedzieć na pytanie czy trzęsienia ziemi są wywoływane przez sumy machające energicznie ogonami (w konkluzji raportu stwierdzono, że konieczne są dalsze badania). Bezsens, absurd? Niezupełnie. W tradycji japońskiej istnieje przeświadczenie, że sumy stają się niespokojne przed trzęsieniem ziemi. Gdy jednak badania agencji jednoznacznie wykazały, że sumy nie potrafią przewidzieć (przeczuć) trzęsień ziemi wysnuto hipotezę, że ruchy potężnych ogonów ważących ponad 100 kg sumów mogą poprzez rezonans wywołać to zjawisko.
Natomiast w dziedzinie medycyny Ig Nobel przyznano zespołowi: pacjent (przeżył) i lekarz. Doniesienie „Nieskuteczność elektrowstrząsów w zatruciu jadem grzechotnika” opublikowano w Annals of Emergency Medicine. Opisano w nim „terapię” po ugryzieniu człowieka w wargę przez oswojonego grzechotnika. Użyto do tego celu prądnicy poruszanej przez silnik samochodowy (3 000 obrotów na minutę). Przewody podłączono do wargi ukąszonego. Nawet tutaj było jądro racjonalnego myślenia. Lekarz, nie mając pod ręką innych środków, chciał zastosować „jonoforezę”, czyli zabieg wprowadzenia za pomocą prądu stałego do organizmu poprzez skórę zdysocjowanej substancji, aby częściowo bodaj zneutralizować działanie jadu.
Zdarzały się w historii nauki i świadome oszustwa. Znamiennym przykładem może być historia psychologa brytyjskiego C. Burta. Publikował on przez wiele lat wyniki eksperymentów nad inteligencją bliźniąt jednojajowych. Opisywał szczegółowo, jak on i jego asystentka prowadzili badania w sumie kilkuset par bliźniąt. Uzyskiwał w nich ciągle jednakowe rezultaty. Wynikało z nich, że inteligencja jest zdeterminowana przez czynniki wrodzone w 80%, a przez środowisko i aktywność podmiotu tylko w 20%. Dopiero po śmierci C. Burta okazało się, że w całej Wielkiej Brytanii nie było w sumie tylu bliźniąt, a asystentka naukowca nigdy nie istniała. On sam nie prowadził żadnych badań, tylko pisał prace opierając się na zmyślonych danych empirycznych.
Wielu znakomitych uczonych na pewnym etapie swojej działalności podejmowało zagadnienia spoza ich specjalności. Niestety zdarzało się, że efekty tego były opłakane, rzucające cień na pozostały niejednokrotnie znaczący dorobek. Jedni, mimo, że mylili się, działali w dobrej wierze, drudzy świadomie oszukiwali, chcąc zdobyć sławę lub pieniądze.
Przykładem może tu być terapia orgonowa. Stworzona została przez znanego psychoanalityka amerykańskiego Wilhelma Reicha, który był światowej sławy psychoterapeutą. Praktykował początkowo w Austrii. W 1931 roku wyemigrował i założył własne wydawnictwo naukowe w Niemczech. Odciął się też od trwającej kilka lat współpracy z Austriacką Partią Komunistyczną. W 1936 roku otworzył w Oslo Instytut Psychoterapeutyczny. W 1939 roku na zaproszenie profesora psychiatrii T.P. Wolfa przybył do USA. Przez dwa lata był wykładowcą w Nowojorskiej Szkoły Badań Społecznych. Następnie kierował wydawnictwem w Green Village oraz laboratoriami badawczymi w Forest Hill i Organon.
Reich twierdził, że wykrył ogniwo łączące materię żywą i nieożywioną. Nazwał je bionem i uważał, że jest ono nosicielem orgonu, czyli energii promienistej kosmosu. Według jego projektu skonstruowano na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych naszego wieku skrzynie orgonowe, które zawierały naprzemiennie ułożone warstwy materiału organicznego i nieorganicznego. Miały one być akumulatorami orgonu, wzbogacającymi w energię ludzi z nich korzystających. Wiele osób spędzało prawie cały swój wolny czas w skrzyniach orgonowych. L. Wolberg opisuje pacjenta, który twierdził, że trzy miesiące codziennego, kilkugodzinnego dreptania w skrzyni dały mu więcej niż trzy lata intensywnej psychoterapii prowadzonej przez znanego i doświadczonego terapeutę. Pacjent ten zakupił dla siebie i swojej żony osobne skrzynie, zbudował również małą skrzynkę dla kota. Jego zdaniem, skrzynie zredukowały do minimum wydatki na leczenie internistyczne, psychiatryczne, a także weterynaryjne. Jak pisze L. Wolberg, nie trzeba większej wyobraźni i wprawy w logicznym myśleniu, aby efekty te odnieść wyłącznie do wpływu sugestii.
Reich uważał swe odkrycia za porównywalne z przewrotem kopernikańskim. Odmowa uznania jego metody przez przedstawicieli oficjalnej medycyny była oczywiście „oporem przeciw nowej idei”. Reich interpretował freudowskie „Id” jako działanie energii orgonalnej w ciele. Energia orgonalna, zdaniem Reicha, jest odpowiedzialna za powstanie zorzy polarnej, piorunów, błękitu nieba (?!), zakłóceń elektrycznych w czasie podwyższonej aktywności plam słonecznych, a także niebieskiego zabarwienia ropuch podnieconych seksualnie! Powstawanie chmur uzależnione jest od koncentracji orgonu, a migotanie gwiazd to fluktuacje orgonu.. W 1947 roku Reich zmierzył tę energię licznikiem Geigera i sfotografował na filmie Kodaka - miała niebieski kolor.
Najbardziej zdumiewające odkrycie Reich opisał w artykule pt.: „Naturalne powstawanie pierwotniaków z pęcherzyków orgonu”, zamieszczonym w wydawanym przez jego wydawnictwo czasopiśmie International Journal of Sex and Orgone Research - listopad 1942 roku. Opisuje tam, co dokumentuje fotograficznie, spontaniczne formowanie się pierwotniaków z agregatów bionu. Biony formują się nieustannie, jako rezultat przemian materii ożywionej i nieożywionej. Jego zdaniem, komórki nowotworowe to pierwotniaki rozwinięte z bionów tkankowych. Na zarzuty krytyków, że pierwotniaki pod postacią cyst dostały się do próbki z powietrza, Reich odpowiedział po prostu, że tak nie jest, choć nie stosował żadnych zabezpieczeń materiału przed takim zanieczyszczeniem.
Teoria W. Reicha spotkała się z bardzo ostrą krytyką oficjalnych instytucji naukowych i stosowanie metody orgonowej zostało zabronione.
Na fali zainteresowań filozofią i kulturą wschodu wielu szarlatanów i oszustów postanowiło zdobyć popularność i pieniądze. Należeli do nich także i hipnotyzerzy. Wykorzystali naukowo poznane zjawisko regresji hipnotycznej, twierdząc, że pod hipnozą badany może nie tylko przypomnieć sobie zapomniane epizody z własnego życia, ale także przeżycia z okresu przed urodzeniem, a nawet z poprzednich wcieleń! Ukazało się wiele książek opisujących wyniki takich eksperymentów. Budzą wśród laików powszechne zainteresowanie, a wśród naukowców wywołują ironiczny uśmiech.
W Polsce problematyka ta jest mało znana, być może dlatego owiana nimbem tajemnicy i stwarza wrażenie dotarcia do istoty zjawisk paranormalnych. Chcąc przybliżyć atmosferę tych badań postanowiłem omówić jedną z najbardziej znanych książek z tego zakresu. Będzie nią praca Heleny Wambach pt.: „Life before life” („Życie przed życiem”). Autorka jest psychologiem. Jak pisze, w czasie swoich prób stosuje hipnozę zbiorową. Najpierw wprowadza w głęboki trans hipnotyczny wszystkich obecnych na sali, w tym także siebie. Stosuje do tego standardową metodę hipnotyzowania, polegającą na sugerowaniu zasypiania. Gdy uczestnicy eksperymentu osiągną stan hipnozy, mówi ona do nich: ”Wasza świadomość nie rozumie tego, co teraz powiem. Mówię do waszej podświadomości. Chcę, żebyście zredukowali wasze elektryczne fale mózgu do pięciu drgań na sekundę. W tym stanie, przy słabych falach osiągniecie głębsze warstwy waszego „ja”, z których pochodzą odpowiedzi na moje pytania. Gdy policzę do pięciu, zmniejszy się aktywność waszych fal mózgu do pięciu na sekundę. Raz, głębiej i głębiej. Dwa, jesteście coraz bardziej odprężeni. Trzy. Cztery. Pięć”. Następnie Wambach sugeruje stopniową regresję do coraz to młodszego wieku. Wreszcie do momentu urodzenia, by po krótkiej chwili podawać sugestie przypomnienia sobie przeżyć z okresu przed urodzeniem: „Chcę, byście cofnęli się do okresu krótko przed momentem urodzenia”. Następnie zadaje zahipnotyzowanym szereg pytań. Powtarzającymi są:
„Czy sami zdecydowaliście urodzić się?”
„Czy mieliście jakiś szczególny powód wybierając drugą połowę XX wieku dla zebrania doświadczeń w życiu fizycznym? Jaki to powód?”
„Czy wybrałeś płeć na okres nowego życia? Jeżeli tak, to co było powodem, że zdecydowałeś się na to, aby być mężczyzną?”
„Chcę, abyście zwrócili uwagę na przyszłą matkę. Czy znaliście ją już w poprzednim życiu? Jeżeli znaliście, to jaki był twój uprzedni stosunek do niej?”
Założenia Wambach są proste: każda sugestia wywołuje oczekiwane przez nią reakcje. Nie potrzeba żadnej kontroli warunków badania, a każda wypowiedź badanych pod hipnozą, oczywiście zgodna z oczekiwaniami autorki, jest potwierdzeniem, a nawet dowodem uzyskania opisywanych przez nią zjawisk. Osobiście jestem przekonany, że autorka rzeczywiście uzyskała cytowane przez nią odpowiedzi na stawiane pytania. Ale o czym one świadczą? Na pewno nie o przypominaniu sobie wydarzeń sprzed urodzenia. Są jedynie przykładem odegrania przez zahipnotyzowanego zasugerowanej roli, do której czerpie on wątek z własnych marzeń, pragnień, wyobrażeń i wiedzy o przeszłości. Natomiast Wambach bezkrytycznie przyjmuje każdą wypowiedź badanych. Przytacza procenty, zastanawia się, dlaczego na przykład tylko część badanych znała swoich rodziców przed podjęciem decyzji o urodzeniu się. Jak wielu innych autorów tego samego pokroju, uzyskane wypowiedzi tłumaczy związkami z kosmosem, czasoprzestrzenią i lokalizuje w głębokich warstwach prawej półkuli mózgu, generującej, jej zdaniem, podświadomość. Wszystko po to, by sprawić na czytelniku wrażenie, jak bardzo „naukowy” jest jej pogląd i na jakich to najnowszych (a w zasadzie najmodniejszych) pojęciach współczesnej wiedzy jest oparty. „Potrafi” ona prostą sugestią zmniejszyć częstotliwość fal mózgowych do 5 na sekundę. Tylko, że nie skontrolowała tego przy pomocy elektroencefalografu. Zresztą niczego nie kontroluje, niczego nie sprawdza, a tylko „sięga w głębokie warstwy podświadomości”. W jej badaniach uderzyło mnie także to, że hipnotyzując równocześnie kilkanaście osób, sama zapada w głęboki trans hipnotyczny. Jak w tej sytuacji kontroluje zmieniający się często stan zahipnotyzowanych?
Wambach jest również autorką pracy, w której opisuje własne doświadczenia nad przypominaniem sobie minionych wcieleń. Dominują tam królowie, faraonowie, rycerze, książęta, księżniczki i kurtyzany. Prawie nikt z badanych w swoich poprzednich wcieleniach nie był zwykłym człowiekiem.
Można również zasugerować zahipnotyzowanemu przeżywanie swoich następnych wcieleń. Oczywiście i takie „badania” były już prowadzone. To, co się w nich sugeruje, zależy tylko od fantazji hipnotyzera. Może to być także wcielanie się w kosmitów. Swego czasu Helena Smith (1861 — 1929) pod hipnozą z wielką dokładnością opisywała życie na Marsie! Stworzyła nawet język, którym rzekomo posługiwali się Marsjanie. Gdy udowodniono, że język ten jest nieudolną mieszaniną kilku ziemskich języków, przypomniała sobie, że w poprzednim wcieleniu była małżonką księcia Siwruka. Nosiła imię Simandini i po śmierci męża, zgodnie ze zwyczajami tam panującymi, została spalona na stosie ze zwłokami męża. We wcześniejszym z kolei wcieleniu była ni mniej, ni więcej tylko nieszczęsną królową Marią Antoniną.
Opublikowano: 2005-06-22